Konsekwencje kryzysu amerykańskiego dla sytuacji finansowej instytucji kredytowych w Europie

Poniżej zostaną opisane skutki kryzysu, który wybuchnął w 2007 roku na sytuację finansową Europy. Najpierw zostaną wymienione ogólne skutki kryzysu, a w dalszej części rozdziału, zostanie podane, jakie oddziaływanie miał kryzys na poszczególne kraje na przykładzie Islandii i Łotwy.

Ogólne skutki kryzysu dla sytuacji instytucji kredytowej w Europie

Po analizie przyczyn i przebiegu kryzysu finansowego w USA nasuwają się dwa podstawowe skutki kryzysu finansowego na sytuację instytucji kredytowych w Europie. Pierwszy z nich to powszechna utrata zaufania pomiędzy instytucjami finansowymi, a także utrata zaufania klientów do tego typu instytucji. Jak łatwo zauważyć sytuacja ta, dotyczy wszystkich banków. Drugi skutek to gigantyczne straty pieniężne wynikające posiadania przez banki amerykańskich obligacji opartych o kredyty i hipoteki (CMO i CDO). Oczywiście drugi skutek dotyczy tylko banków i instytucji, które zainwestowały swoje pieniądze w tego typu instrumenty finansowe.

Utrata zaufania

Brak zaufania na rynku finansowym to bardzo niebezpieczna sytuacja, która powoduje szereg problemów dla działalności banku. Pierwszym problemem jest utrzymanie płynności finansowej, czyli posiadanie wystarczającej ilości gotówki na bieżącą działalność. W normalnych warunkach banki uzyskują te pieniądze na rynku pożyczek międzybankowych. Jednak w przypadku, gdy na rynku panuje brak zaufania, sytuacja nie jest prosta. Pożyczkodawca nie wie, czy bank chcący pożyczyć pieniądze był zaangażowany w kupno "toksycznych" obligacji, a co za tym idzie czy nie jest na skraju bankructwa. Powoduje to, że banki są bardzo niechętne aby pożyczać sobie pieniądze. Zazwyczaj ratunkiem jest tutaj pożyczka ze strony banku centralnego danego państwa - europejskie banki centralne wpompowały w rynek gigantyczną, liczoną w miliardach euro gotówkę na pomoc bankom potrzebującym pożyczek. Ma to na celu pobudzenie rynku kredytowego, a co za tym idzie całej gospodarki. Pomocne mogą być także gwarancje rządowe na udzielane na rynku międzybankowym kredyty. Innym rozwiązaniem, które rząd danego państwa może zastosować jest obniżenie stopy rezerwy obowiązkowej, czyli minimalnej ilości pieniędzy jaką banki muszą posiadać w swoim "skarbcu" i których nie wolno przeznaczyć na kredyty. Przykładowo w Polsce 28 maja 2009 została obniżona stopa rezerwy obowiązkowej z 3,5% do 3%.

Kolejny problem to utrata zaufania ze strony klientów. Jeśli istnieje uzasadnione ryzyko, że bank jest na skraju ruiny, klienci rzucą się po wypłaty swoich depozytów. Banki mają większość swojej gotówki ulokowane w kredyty, więc nie będą w stanie wypłacić wszystkich swoich klientów. Następstwem takiej sytuacji jest oczywiście upadek banku. Mamy sytuację znaną już od bardzo dawna czyli tzw. run na bank. Aby uniknąć takich sytuacji w krajach rozwiniętych istnieją instytucje, które gwarantują zwrot depozytów (zazwyczaj do pewnej wielkości kwoty), gdy jakiś bank upada - w Polsce na przykład, taka instytucja nazywa się Bankowy Fundusz Gwarancyjny. Obecna sytuacja spowodowała, że wiele krajów zwiększyło gwarantowaną kwotę, którą otrzymają klienci gdy bank upadnie, a niektóre jak Niemczy, Irlandia zagwarantowały swoim obywatelom pełna wartość wszystkich depozytów.

"Toksyczne" aktywa

Kryzys nie byłby dla Europy i jej instytucji finansowych taki straszny, gdyby duża ich ilość nie zaangażowała się w spekulacje amerykańskimi obligacjami zabezpieczonymi hipotekami subprime. Pierwszy problem to ujemny bilans banków. Jak wiadomo na bilans składają sie aktywa i pasywa. W "normalnej" sytuacji bank zarabia właśnie na swoich aktywach (kredyty, papiery wartościowe). Część z tych zarobków musi oddać ludziom, którzy umieścili w banku swoje depozyty. W przypadku instytucji, które zainwestowały swoje pieniądze w amerykańskie obligacje CMO i CDO, po wybuchu kryzysu, okazało się, że aktywa te są bezużyteczne - po pierwsze nie przynoszą już dochodów, a pod drugie nie można się ich pozbyć, gdyż żaden bank nie chce ich kupić. Aktywa te zyskały nawet specjalną nazwę - "toksyczne" aktywa. Na wyżej wymienionych inwestycjach bank stracił duża ilość swojej gotówki, którą nie jest w stanie odzyskać, co już samo w sobie jest potężnym ciosem. Drugi kłopot to oczywiście to, że aktywa te przestały przynosić zyski, a bank w dalszym ciągu musi wypłacać klientom odsetki od ich depozytów. Wiele instytucji doprowadziło to na skraj bankructwa lub nawet do krachu. Opisana tutaj sytuacja w dużej ilości przypadków doprowadziła do reakcji rządów poszczególnych krajów. Ponieważ sytuacja była nadzwyczajna i upadek tak wielu instytucji mógł doprowadzić do jeszcze większego kryzysu, instytucje rządowe wykupiły od banków "toksyczne" aktywa chcąc poprawić ujemny bilans banków. Niestety, rząd musi dbać także o dobro obywateli, co powoduje, że nie można uratować wszystkich bankrutujących instytucji i część z nich upadła.

Kolejny problem, z którym muszą się borykać instytucje finansowe Europy, które zainwestowały w amerykańskie instrumenty finansowe, to spadek kapitałów własnych. Jak wiadomo, banki takie nie mogą prowadzić normalnej działalności kredytowo- depozytowej. Zgodnie z zasadami wolnego rynku, instytucja taka jest wykupywana przez inny bank, który dostarcza odpowiednią ilość kapitału. Przy obecnej ilości upadających banków i kłopotach pozostałych, jest to jednak niemożliwe. Znowu z powodu nadzwyczajnych okoliczności interweniować muszą rządy państw. Nie mając innego wyjścia muszą one wykupić część lub całość udziałów nacjonalizując bank. Wynika to oczywiście tylko z wyjątkowych okoliczności i gdy tylko rynek "wróci do normy" rządy odprzedadzą swoje udziały prywatnym inwestorom. Przykładem takiej nacjonalizacji może być brytyjski bank hipoteczny Northern Rock, który najpierw próbował się ratować pożyczką w wysokości kilkudziesięciu miliardów funtów, jednak w lutym 2009 roku został znacjonalizowany przez rząd Anglii.

Jak widać z powyższego, rządy krajów całej Europy starają się uchronić większość swoich instytucji finansowych przed upadkiem, a sumaryczna kwota, jaka została użyta na tą pomoc sięga już prawie 2 bilionów euro.

Kraje, które mocno ucierpiały na kryzysie

Islandia

Islandia, mały kraj położony na wyspie na Oceanie Atlantyckim przez lata mógł się pochwalić wzorową gospodarką. Do głównych gałęzi przemysłu zalicza się rybołówstwo, turystykę, przetwórstwo aluminium oraz bankowość. Największe banki Islandii takie jak Kaupthing, Glitnir czy Landsbanki nie mając możliwości ekspansji we własnym kraju chętnie rozwijały swa działalność poza granicami państwa. Ich aktywa dziewięciokrotnie przewyższają PKB Islandii, swoje pieniądze w islandzkich bankach odkładali nawet Anglicy skuszeni atrakcyjnym oprocentowaniem . Jeszcze kilka lat temu zagraniczni inwestorzy chętnie inwestowali w Islandii - budowali nowe zakłady przemysłowe, m.in. huty aluminium. Rząd tego kraju był wiarygodnym partnerem, a agencje ratingowe nadały Islandii wysokie oceny wiarygodności kredytowej. Jednak szybko rozwijająca się gospodarka zaczęła się przegrzewać. Wysoki import spowodował niebezpieczny wzrost deficytu na rachunku obrotów bieżących, który dla inwestorów jest sygnałem rosnącej nierównowagi w gospodarce. Co więcej, niezwykle mocno wzrosło zadłużenie zagraniczne Islandczyków, którzy masowo brali kredyty w bardziej opłacalnych dla nich, obcych walutach. Stabilność gospodarki była niestety bardzo zależna od sytuacji na rynku światowym. Głównym problemem były banki, które okazały się zbyt duże jak na mała islandzka gospodarkę. Działały jak normalne banki inwestycyjne, jednakże za bardzo angażowały się w operacje poza Islandia. Dodatkowo mała , coraz bardziej słabnąca gospodarka, stała się podatnym gruntem na działania spekulantów, którzy zaczęli wyprzedawać islandzka koronę. . W ciągu ostatniego roku wyspiarska waluta drastycznie osłabiła się w stosunku do euro - rok temu za euro płacono około 85 koron, na początku tego tygodnia już prawie 200. To w dużym stopniu spowodowało wzrost cen importowanych towarów. A to podbiło gwałtownie inflację, która w drugiej połowie 2007 r. zaczęła gwałtownie rosnąć (obecnie jest na poziomie 14 proc.). Islandzki rząd, by powstrzymać spadek wartości korony, wezwał do sprzedaży zagranicznych aktywów banków i sprowadzenia z powrotem do kraju oszczędności emerytalnych przyszłych islandzkich emerytów. Inna kwesta były inwestycje islandzkich banków w akcje emitowane przez amerykańskie banki. Kiedy kryzys uwidocznił się z Ameryce i bankructwo ogłosiły tam największe instytucje finansowe, europejskie banki strąciły swoja wypłacalność . Czynniki te doprowadziły do przejęcia przez rząd Islandii kontroli nad bankami. Oznacza to, że teraz może upaństwawiać banki, zmuszać je do fuzji, wymieniać prezesów i ustanawiać limity ich wynagrodzeń. Setki tysięcy Europejczyków zostało na lodzie, nie mogąc wyciągnąć milionów euro ze swoich kont. Na pomoc gospodarce Islandii, która chyliła się ku zagładzie przyszły największe instytucje walutowe na świecie. Międzynarodowy Fundusz Walutowy wraz z krajami skandynawskimi, Wielka Brytania, Holandia, Niemcami , Polska i Wyspami Owczymi przekażą na ratowanie tamtejszej gospodarki pakiet 10,2 miliarda dolarów. Pożyczka pod patronatem Międzynarodowego Funduszu Walutowego ma na celu ustabilizować islandzką gospodarkę. MFW pożycza pieniądze pod warunkiem, że Islandia przeprowadzi poważne reformy gospodarcze. Ich celem jest ustabilizowanie kursu walutowego, opracowanie strategii restrukturyzacji sektora bankowego czy zapewnienie stabilności budżetu. Pomimo tych wszystkich starań nie wiadomo czy klienci banków odzyskają swoje pieniądze. Eksperci w dziedzinie finansów nie ukrywają, że Islandia najgorsze może mieć jeszcze przed sobą. Zdaniem MFW w przyszłym roku islandzka gospodarka może się skurczyć o 10 proc. Poważnym problemem może być zatrzymanie osłabiania się korony. Inwestorzy za granicą ciągle bowiem mają w portfelach islandzkie obligacje warte około 4 mld dol. Gdyby zechcieli je sprzedać po wznowieniu handlu nimi, kurs korony mógłby się załamać.

Łotwa

Innym przykładem państwa, którego gospodarka stanęła na skraju przepaści jest Łotwa. Kiedy kilka lat temu Łotwa weszła do Unii Europejskiej, wszyscy żyli w przekonaniu ze poziom życia będzie stale rosnąć, aż zbliży się do najbardziej rozwiniętych krajów zachodnich. Wierzyli w to wszyscy- rząd, eksperci finansowi, którzy przepowiadali, ze wystarczy 15 lat by dogonić zachód. Mieszkania, nowe samochody, podróże zagraniczne, wszystko miało być natychmiast, na kredyt, chętnie przyznawany przez banki. Życie stało się piękne, a pensje rzeczywiście rosły w szybkim tempie. Czasem dało się słyszeć ostrzeżenia przed przegrzaniem gospodarki, ale łotewscy eksperci ripostowali: zwykłe reguły ekonomiczne nie dotyczą Łotwy, która rozwija się zupełnie inaczej. Łotysze kupowali początkowo mieszkanie w eleganckich kamienicach w centrum Rygi. Potem przepłacano już za mieszkania w postradzieckich blokach. Wszystko na kredyt. Banki nie sprawdzały właściwie zdolności kredytowych. Wstydliwą tajemnicą jest to, że zarówno łotewscy, jak i skandynawscy bankowcy opierali się na przekonaniu, że na Łotwie dominuje szara strefa. Jeśli ktoś twierdził, że zarabia kilka razy więcej, niż mówi oficjalne zaświadczenie o dochodach, nie robiono mu problemów. Niektórzy ludzie zdołali szybko kupić i sprzedać nawet pięć mieszkań. Inni zostali na lodzie, a kredyt rozłożony na 30 lat mają jeszcze spłacać ich dzieci. Bank Parex reklamował się sloganem: "Jesteśmy bliżej niż Szwajcaria". Anonimowe konta były idealnym rozwiązaniem nie tylko dla głów państw Azji Środkowej, ale i rosyjskich biznesmenów, którzy mają powody, by obawiać się o bezpieczeństwo kapitału w swoim kraju. Łotwa po wejściu do UE stała się dla wszystkich postradzieckich krajów dostępnym przyczółkiem Zachodu. Nie bez znaczenia był fakt, że w Rydze, w której mieszka więcej Rosjan niż Łotyszy, rosyjskojęzyczni biznesmeni mogli się poczuć jak w domu. Banki zapewniały dyskrecję i dawały gwarancje. Symbolem łotewskiej bankowości stał się Parex. Wszyscy już zapomnieli o jego nieciekawych początkach, gdy pod mercedesami właścicieli banku wybuchały bomby. Parex był wielki i godny zaufania, tutaj swoje konta miały najważniejsze łotewskie instytucje, nawet ministerstwa. Kiedy zaczęły się kłopoty Pareksu, oznaczało to kłopoty łotewskiej budżetówki. W końcu bank znacjonalizowano, płacąc za pakiet kontrolny 2 łaty, czyli ok. 3 euro. Biznesmeni krajów postradzieckich przestali przyjeżdżać na Łotwę. Luksusowe hotele obniżyły ceny, niektóre o połowę. Produkcja przemysłowa zaczęła spadać, a bezrobocie gwałtownie rosnąć. Do niedawna najszybciej rozwijająca się gospodarka UE i jedna z najszybszych na świecie znajduje się w głębokiej recesji. Przyczyn kryzysu upatruje się w braku równowagi pomiędzy eksportem a importem, w gwałtownym wzroście wydatków publicznych oraz w boomie na rynku nieruchomości, wywołanym zastrzykiem zagranicznego kapitału kredytowego. Do tego stanu doprowadziła Łotyszy nieodpowiedzialna polityka pieniężna oraz uzależnienie od gospodarek zagranicznych. Aby zapobiec całkowitemu rozpadowi gospodarki Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Unia europejska przeznacza 7, 5 miliarda euro na pomoc w walce z Kryzysem. Pomimo tego skutki Kryzysu będą odczuwalne bardzo długo. Według szacunków banku centralnego Łotwy, Produkt Krajowy Brutto tego kraju może w 2009 roku spaść o 3,5-3,9 proc. W tym roku spadek wyniesie 1,5-1,7 proc.

Autor: Tomasz Gut